"Wędrówką nie będzie przyspieszony tupot nóg, nadmiar krzykliwego hałasu, lecz właśnie cisza wśród ciszy lasu, skupienie wobec wschodów i zachodów słońca"
Pamiętne dni chwały, kiedy po zakończeniu roku szkolnego przychodziłam z mnóstwem wyróżnień, a co najważniejsze czerwonym paskiem na świadectwie. Wspomnienia czasów podstawówki, kiedy ambicja na same piątki była wysoka, jak dla mnie jest straceniem czegoś. Uczyłam się nie dla tego, że coś mnie interesowało, tylko chciałam być w tych najlepszych.
Zdobywanie sprawności, rozpisywanie prób na stopnie aż do kursów i warsztatów w celu pogłębiania wiedzy i samodoskonalenia się jako przyszły przyboczny czy drużynowy. Mnóstwo form aby się sprawdzić, zaczynając od zbiórek, poprzez organizację biwaków i udział w obozach jako kadra. Druga szkoła, tylko w tym przypadku, jest to nieobowiązkowe, a dla tych co chcą.
Porównując system kształcenia szkoła vs. harcerstwo, odnoszę wrażenie, że nie powinny one się kłócić, a wspierać i pomagać sobie nawzajem. Mówię o tym, ponieważ znam miejsca, gdzie odczuwany jest brak tego, o czym wspominałam w drugim akapicie.
Czasami wyobrażam sobie prostą animację: człowiek, stojący na drodze. Po lewej stronie ciągną się zielone łąki, a po prawej biegający ludzie.
Okay, skoro zapewne i tak macie w głowie ten obrazek, pomyślmy sobie, że idąc w prawą stronę wpadacie prosto w wyścig szczurów, gdzie pieniądz i kariera stawiane są na pierwszym miejscu. Wydaje mi się, że świat zmierza do systemu, gdzie każdy ma przypisane swoje stanowisko i liczy się praca. To kim jesteśmy, jakie mamy zainteresowania, czy może mamy smykałkę do czegoś ponad wymagania pracodawcy, nie nikogo to nie obchodzi. Jeśli was zabraknie, trudno pojawi się nowa osoba na wasze stanowisko. Suma sumarum, wykończony sami siebie.
Wchodząc na zielone łąki, odczuwa się pewien luz. Szukamy swojego miejsca w społeczeństwie, miejsca gdzie czujemy się potrzebni, nasza kariera nabiera tępa, ale to my je wyznaczamy. Szukamy wyczucia, kiedy możemy śmiało iść do przodu, a kiedy warto przystanąć i pomyśleć. Wydawać się może, że taka osoba jest samotnikiem, a tak naprawdę jest na odwrót. Nie pędząc jak inni, pielęgnuje to co jest dla niego ważne, jak przyjaciele czy rodzina.
Mamy mnóstwo możliwości, uczymy się na błędach, alternatyw jest pełno, a przy tym korzystamy z uroków życia, nie omijamy tego, co może już nie wrócić. Inaczej jest budzić się ze wschodem słońca samemu, a inaczej mając u boku czy to miłość czy przyjaźń. Brzmi to bajecznie, ale jeśli chodź trochę czujecie się wędrownikami i umiecie wykorzystać to co dało wam harcerstwo, będziecie wiedzieć jak zbudować solidną ścieżkę i brać z życia garściami.
Wędrownik posiada bagaż doświadczeń. Jeszcze jako młody harcerz może mało rozumiał, robił to co koledzy, szedł za tłumem. Teraz odczuwa ile się dzięki temu nauczył i przychodzi czas na przemyślenia.
Ps. Wiecie, że tytuł posta jak i sam pomysł ma swoje źródło w pewnym potoku?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz