"Wędrowników nie wystarcza znajomość miejsca zamieszkania, wędrownika ciekawi świata, wędrownik patrząc na swoją przyszłość pragnie odnaleźć własną ścieżkę"
Zawsze uważałam, że znam mój dom świetnie. Miejscowość i okolice w stanie doskonałym, że aż robiło się nudno. Znać i powtarzać schematy spacerów, ścieżek do znajomych, zakamarków w oddalonych miejscach.
Pojechałam na pierwszy obóz i mówiłam sobie, nowe miejsce, nowe rzeczy do odkrycia, pełno tajemnic. Ekscytacja, pełna możliwość, w końcu coś się dzieje. Z kolejnymi wakacjami mówiłam, że znam bazę na pamięć, nie odczuwałam tego co kiedyś.
Powiem, że byłam głupia.
W pierwszych postach podkreślałam, że nie ważne ile kilometrów, a jaki jest efekt. Nie ważne ile wyjazdów, ważne jaki przynoszą efekt. Ważne, by szanować innych, mówić otwarcie o swojej słabości. Piszę to, a sama zapominam stosować się do tego. Czysta hipokryzja.
Moje patrzenie na świat ulegało zmianom, jak u każdego z nas. Powoli wyrabiamy zdania, opinie w pewnych kwestiach. Wyrabiamy samych siebie, żeby pokazać się od tej dobrej strony.
Czasem jest tego za dużo. Planujemy, rozmyślamy, układamy schematy i zapominamy o najważniejszym - o nas samych. Nas, jako pojedynczym człowieku który ma prawo do błędów, ma wady, ma cechy charakterystyczne. Kurde, w tym wszystkim nie zapytaliśmy siebie, czy mamy czas dla siebie, czy może nie chcemy przerwy.
Wiecie, ostatnio planowałam. Dużo do przodu, dużo na tip top, wiecie tak perfekcyjnie, a w prima aprilis wylałam gorący olej na stopy. I wszystko nagle się sypło. Gdzie tu wyjazdy, zbiórki, szkoła, święta. Nie powiem, byłam zła to mało powiedziane, miałam ochotę wybuchnąć.
Eliza powiedziała i bardzo dobrze, w końcu odpocznę. Zawsze mówiła co myśli i nie bała się prawić mi kazania, że zamiast myśleć o zdrowiu, myślę co z wyjazdami. I miała rację, miała dużą rację.
Myślałam, że znam mój dom, a tu było na odwrót. Nie pamiętałam kiedy rozmawiałam z mamą o czymś innym niż oceny, czy jak w gromadzie. Nie pamiętam kiedy ostatnio spędziłam czas z siostrami, kiedy oglądałam serial. Planowałam wszytko, a zapomniałam o tym co mam pod nosem, nie uwzględniłam siebie. Liczyłam wyjazdy, kiedy spotkam znajomych, kiedy wyjdę z domu, a wszystko co w nim olałam. Potem zrozumiałam, że nie potrzebowałam być na tylu wyjazdach, a potrzebowałam odnowić coś, co zostało zapomniane.
Nowym miejscem nie musi być miasto 50 km od domu, wystarczy przyjrzeć się jak zmienia się otoczenie wokół nas, jak my sami się zmieniamy. Próba wędrownicza pomaga nam pracować nad sobą, pomaga nam dorosnąć do pewnych kwestii i ukształtować zasady którymi później będziemy się kierować.
Mogę powiedzieć, że jadąc na obóz nie powiem, że to jest to samo miejsce. Co rok, jadę tam z innymi ludźmi, pełna o nowe doświadczenia, gotowa nabyć nowych umiejętności.
Wędrownik uczy się na błędach, ma wady, ale kreuje swoją przyszłość na ich podstawie. Planuje ścieżkę, na której nie będzie popełniał tego samego błędu, jeśli się zdaży, odbije się i pójdzie dalej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz